Co dalej z selekcjonerem? Kulesza ma jedno wyjście

Brak awansu z grupy na Euro 2024 zwyczajnie boli. Ale to nie czas na rewolucję. Mimo popełnionych błędów Probierz powinien dalej prowadzić tę drużynę. Remis z Francją (1:1) tylko to potwierdza.


Oglądaj Euro 2024 w Pilocie WP [reklama].

Dariusz Faron
Dariusz Faron
Michał Probierz Newspix / Paweł Andrachiewicz/Press Focus / Michał Probierz

Z Dortmundu – Dariusz Faron, WP SportoweFakty

Choć we wtorek urwaliśmy Francji punkt, w Niemczech nastąpiła swego rodzaju weryfikacja. Nawet nie tyle Probierza, ile miejsca, w którym jest reprezentacja Polski. Płacimy między innymi za to, że w ostatnich latach idziemy od ściany do ściany.

Od Euro 2020 (rozgrywanego w 2021 r. ze względu na pandemię) kadrę prowadziło czterech trenerów. Paulo Sousa miał zaszczepić w nas odwagę i obalić mit, że w polskim DNA jest wyłącznie defensywa i gra z kontry. Nie wyszło. Piłkarze chwalili Portugalczyka i faktycznie widać było, że ma ciekawy pomysł na reprezentację. Z grupy jednak nie wyszedł, a potem zdezerterował.

Z jednej skrajności popadliśmy w drugą - uznaliśmy, że liczy się tylko wynik. Pragmatyzm Michniewicza doprowadził nas do pierwszego od 36 lat awansu do fazy pucharowej MŚ, ale w Katarze nie chcieliśmy grać w piłkę. Osiągnęliśmy sukces, na który nie dało się patrzeć.

Przy wyborze kolejnego selekcjonera Cezary Kulesza działał na alibi. Mam wrażenie, że pomysł Fernando Santosa (w ogóle jakiś był?) nie miał dla niego znaczenia. Liczyło się to, by w razie niepowodzenia móc powiedzieć, że przecież wzięliśmy trenera z topu ze świetnym CV. Santos okazał się katastrofą i wielkim błędem Kuleszy, za który płacimy do dziś.

Era Probierza to powrót do hasła: "możemy grać odważnie". Ale – jak mówi sam selekcjoner – potrzeba czasu.

Cztery lata, czterech trenerów, różne koncepcje. Naprawdę polski kibic mógł się pogubić, czy potrafimy grać w piłkę, czy jesteśmy narodem piłkarsko ograniczonym, który powinien tylko skutecznie się bronić i szukać szans w kontratakach, bo taki już nasz los.

Tak reprezentacji nie da się zbudować.

I dlatego trudno za brak wyjścia z grupy winą obarczać wyłącznie Probierza. Po przegranym turnieju zawsze pojawia się pytanie, co dalej z selekcjonerem, ale Kulesza tak naprawdę nie ma wyjścia. To nie czas na rewolucję. Teraz kadrze najbardziej potrzebna jest stabilizacja.

Probierz mimo braku awansu zasłużył, by dalej prowadzić tę drużynę. Najpierw przewietrzył szatnię i sprawił, że reprezentanci znów zaczęli przyjeżdżać na zgrupowanie z uśmiechem. Patrząc na to, jak toksyczna atmosfera panowała wokół kadry jeszcze niedawno, to kapitał, na którym można dalej budować.

I chociaż na ME reprezentacja długimi momentami cierpiała, mecz z Francją jest bardzo mocnym sygnałem, że kadra - choć powoli - robi progres. To kolejny przykład po meczu w Hamburgu, że przeciwko bardzo silnemu rywalowi potrafimy momentami grać bardzo dobrze w piłkę. Aż miło się patrzyło, jak w końcówce przy stanie 1:1 szukaliśmy drugiego gola. Jakość "Les Bleus" sprawiała, że czasami byliśmy w tarapatach, ale o rozpaczliwym murowaniu bramki nikt nie myślał.

Gdy kilka dni temu selekcjoner zaczął opowiadać na konferencji prasowej, że kadra była gotowa na taki scenariusz jak odpadnięcie z grupy i wspomniał o sile rywali, niektórzy zarzucili mu minimalizm.

A może była to trzeźwa ocena sytuacji.

Może po prostu takie jest teraz nasze miejsce na mapie piłkarskiej Europy po okresie chaosu, bylejakości (na boisku i poza nim) i trwonienia czasu. I na więcej niż punkt w silnej grupie w tym momencie po prostu nas nie stać.

Urządzamy sąd nad Lewandowskim po jego słabiutkich trzydziestu minutach z Austrią, licząc naiwnie, że 35-latek wracający po kontuzji to ciągle ten sam facet, który przez lata strzelał na zawołanie w Bayernie.

Rozprawiamy o wyrównanej drugiej linii, a na Stadionie Olimpijskim w Berlinie okazuje się, że Piotr Zieliński nie ma z kim wymienić piłki - także przez złe wybory selekcjonera – bo przy szybszej wymianie piłki jego koledzy się gubią.

Mogliśmy w Niemczech wykręcić lepszy wynik? Bez wątpienia. Mam jednak dziwne przeczucie, że po meczu w Dortmundzie i tak pakowalibyśmy walizki. Niezależnie od tego, czy na naszej ławce siedziałby Deschamps, Koeman, czy Probierz.

Futbol bywa nieprzewidywalny i romantyczny. Ale cudów w nim nie ma. Na Euro 2024 po raz kolejny się o tym przekonaliśmy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×